Goldie...hmmm...o tym człowieku można by napisać książkę. W niej znalazłoby się miejsce na opisanie jego problemów z prawem, rozlicznych romansów (chociażby z Bjork), o jego niewesołym dzieciństwie, młodzieńczej fascynacji tańcem Breakdance i graffiti. W jego biografii rozpisywano by się o jego złotych zębach, aktorskich występach (np. "Snatch", "The World Is Not Enough"), początkach muzycznej kariery która miała miejsce na samym początku lat 90-tych, wydaniu przełomowych płyt "Timeless" i "Saturnzreturn" czy też o działalności legendarnej dziś wytwórni Metalheadz. To w takiej książce padałyby określenia: celebryta wśród dj-ów, prekursor, legenda, ojciec chrzestny D'n'B i Jungle. Ja natomiast, w swojej krótkiej recenzji zajmę się głównie jego niezwykle ciekawym wydawnictwem "Sine Tempus".
Jest to bardzo ciekawy materiał z kilku powodów. Po pierwsze, Clifford Price nie rozpieszcza swoich fanów i bardzo rzadko raczy słuchaczy swoimi w pełni autorskimi wydawnictwami, a na to trzeba było czekać wyjątkowo długo. Po drugie, materiał ten stanowi muzyczne tło do ciągle powstającego filmu którego reżyserem jest sam Goldie. Po trzecie, jest to pierwszy album "złociutkiego" wydany w pełni w cyfrowej formie. Po czwarte, muzyka na nim zawarta jest po prostu rewelacyjna.
Pierwsza myśl jaka przychodzi do głowy po przesłuchaniu całości brzmi następująco: "stary dobry Goldie". Faktycznie przez lata swojej błyskotliwej kariery, Price wyrobił sobie swój własny unikatowy styl, który jest właściwie nie do podrobienia. Gdzieś nad tymi utworami unosi się duch lat 90-tych. Goldie nie ogląda się na panujące trendy, on je tworzy.
Oczywiście brzmienia zawarte na "Sine Tempus" są na tyle unikatowe i charakterystyczne, że nie jest to z pewnością muzyka dla "niedzielnych słuchaczy" oraz osób, które nie interesują się na co dzień brzmieniami D'n'B. Może nie tyle nie są dla nich, co wymagają od nich większej uwagi i otwartości. Utwory zawarte na tej płycie to głębokie, przeszywające kompozycje pełne niepokoju, mroku i psychodeli. To w większości wzniosłe, mistyczne cyber poematy muzyczne, pełne drum'n'bassowego brudu i oraz ostrych jak brzytwa, syntetycznych brzmień, ukazujące najgorsze wizje kłębiące się w głowie Clifforda Price'a. Zapoznanie się z takimi utworami jak: przepięknie wyśpiewany przez Jenne G "Letting Go", "Say You Love Me", "Something About You", również przepięknie wyśpiewany przez Natalie Williams "Invisible" czy "Breaking Glass" zmienią wasze postrzeganie muzyki i to nie tylko elektronicznej. Jest też kilka kompozycji dzięki którym Goldie wyraźnie stara się wyładować swoje destrukcyjne emocje. Finezja zostaje w nich zastąpiona wręcz pierwotną brutalnością i surowością a wszystko to zatopione jest w Metalheadzowej psychodeli. Na "Sine Tempus" odnaleźć można jednak kilka kompozycji, zaskakujących swoim liryzmem i delikatnością. Wystarczy wspomnieć również niesamowicie wyśpiewany przez Natalie Williams, broken beatowy "Latin Skin", poruszający "Truez String" czy zwiewny "Don't Give In".
Materiał ten ma jeszcze jedną niezaprzeczalną zaletę - jest niezwykle spójny. Każdy następny utwór wynika z poprzedniego. Wszystkie razem tworzą kompletny obraz pokrzywionego muzycznego świata Goldiego, targanego wszelkimi lękami, w którym jednak od czasu do czasu pojawia się słońce. Gorąco polecam.
Czuję się wypruty z sił po tej jakże intensywnej podróży jaką zafundował mi Goldie. Chociaż tak naprawdę uzależniłem się troszkę od tej płyty. Bardzo często do niej wracam, słuchając do upadłego. Właściwie ostatnio słucham tylko jej. Poza małymi wyjątkami. Jednym z nich jest wielki przebój "Let The Story Begin" od Sub Focusa. To chyba jedno z najlepszych nagrań Brytyjczyka i nie trzeba się rozpisywać na jego temat. Właściwie nie można się od niego oderwać na dłużej. Jeśli raz się usłyszy, krąży po głowie i nachalnie namawia do ponownego odsłuchania. Z resztą co tu dużo mówić. Jest to po prostu profesorka produkcja. Klasa sama w sobie.
Zanim się jednak pożegnam dorzucę jeszcze jeden track, na przełamanie dzisiejszej drum'n'bassowej tendencji. Także na sam koniec, kawał grubego dubstepowego grania w postaci "A.W.O.L." prosto od DZ.
Zanim się jednak pożegnam dorzucę jeszcze jeden track, na przełamanie dzisiejszej drum'n'bassowej tendencji. Także na sam koniec, kawał grubego dubstepowego grania w postaci "A.W.O.L." prosto od DZ.